Dawna Hala Koszyki to miejsce, które znała większość mieszkańców Warszawy. Choć zaniedbana, cieszyła oko secesyjną architekturą. Budynek od 1965 r. wpisany był na listę zabytków i choć wielokrotnie zapowiadano jego rekonstrukcję z wykorzystaniem oryginalnych elementów, nigdy do niej nie doszło. Ostatecznie piękna, kryta niklowaną stalą, budowla z początku XIX wieku została zrównana z ziemią. Czy było warto?
Otwarcie Hali Koszyki, było blisko rok temu niemałym wydarzeniem na gastronomicznej mapie Warszawy. Przez ten czas #halakoszyki pojawiła się na instagramie ponad 18 000 razy. Niemało osób, w tym i ja, było ciekawych jak w niej jest, czy faktycznie jest to miejsce wyjątkowe. Mam wrażenie, że do minionego piątku, byłam jedyną znaną sobie Warszawianką, której ciągle coś stawało na drodze i przeszkadzało w dotarciu do celu. Wreszcie jednak się udało.
Budynek jest bardzo ładny – ciekawie i konsekwentnie wykończony. Czuć w nim postindustialny klimat i nowoczesność. Jest to miejsce pod każdym względem – patrząc z architektonicznego punktu widzenia – kompletne.
Tak, Hala Koszyki to miejsce miłe dla oka. Można w nim dobrze zjeść (choć odniosłam wrażenie, że ceny tych samych restauracji, które znam z innych lokalizacji, na Koszykowej nieco jakby wzrastają…). Mamy tam kuchnię hinduską, japońską, meksykańską, wegańską i inne. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Ja wybrałam sushi, złego słowa o nim nie powiem, w dodatku wypiłam pyszną zieloną herbatę z kwiatami jaśminu. Obsługa była bardzo miła, a ja i mój towarzysz, chyba istotnie bardziej od innych gości – dyskretni w obyciu, bowiem kelnerka poproszona o rachunek wspomniała nawet, że byliśmy tak cisi, że zupełnie o nas zapomniała 🙂
Skoro Hala Koszyki to piękne miejsce, a jedzenie w nim podawane jest smaczne, to dlaczego nie czuję potrzeby, aby tam kiedykolwiek wrócić?
Bo zwyczajna ze mnie dziewczyna. Bo lubię lokale, w których czuję się swobodnie, do których mogę przyjść, jeśli po wyjściu z pracy, bez konieczności poprawienia makijażu i robienia pseudo hipsterskiej koafiury, mam trochę wolnego czasu, towarzystwo i dobry humor. Bo cenię sobie knajpki i restauracje, w których goście mają ochotę dłużej siedzieć, rozmawiać i jeść, niż stylizować się na wyjście.
Tymczasem, Hala Koszyki to nawet nie – miejsce – lecz koncept. Totalnie bananiarski i mocno nadęty. Pozbawiony klimatu i raczej mało przyjazny. Pełen przesadnego śmiechu i przerysowanych zachowań. Pretensjonalny.
Spędziłam uroczy piątkowy wieczór. Ale zapewniam – nie dzięki Hali Koszyki. Dlatego, Warszawiaku i miłośniku Warszawy, jeżeli nadal nie dotarłeś na Koszykową, to widać, los tak chciał i nie ma sensu z nim walczyć. Jeśli Cię w tym miejscu jeszcze nie było, to wcale Cię tam po prostu być nie musi. Zapewniam, że gotując sobie w domu makaron z pomidorami, albo nieudolnie klejąc maki – lecz w towarzystwie kogoś bliskiego, spędzisz czas o niebo milej. I nie wydasz fortuny na jedzenie, które pod innym adresem jest tańsze.
1 Comment
StudentKrzyś
9 października 2017 at 23:28Dziękuję za opinię. Mam podobnie. Nigdy jeszcze nie byłem tam, bo zawsze coś stawało mi na drodze albo zapominałem, że takie miejsce istnieje. Widziałem, wiele zdjęć z tego miejsca z tablic moich znajomych do tego stopnia, że ludzie szli się tam pokazać a nie odstresować, ale uznałem, że kiedyś trzeba się w końcu przejść…. Do tej pory to nie nastąpiło. Po prostu jak przeznaczenie będzie tego chciało to tam trafię 🙂