Kiedy byłam młodsza i jedynym moim obowiązkiem było chodzenie do szkoły i nauka, dziwiłam się, gdy moja mama w okolicach Bożego Narodzenia mawiała niekiedy, że “jakoś w tym roku dziwnie nie czuję atmosfery świąt”. Bywało, że powtarzała to co roku…
Dzisiaj, kiedy sama jestem mamą, a moje życie jest w nieustannym rozkroku pomiędzy zajmowaniem się dziećmi i szeroko rozumianą pracą, gdy nie mam chwili na złapanie oddechu, a w piątki wieczorem siły na rozrywkę, w czasie gdy sobota kojarzy mi się z przygotowywaniem (już nie “się”) do nadchodzących klasówek, odrabianiem prac domowych i sobotnim odkurzaniem, a hasło “malowanie paznokci” oznacza dokładanie kolejnej warstwy lakieru, aby pokryć odprysk i odrost wiem, że magię należy powalczyć. Sama niestety nie przyjdzie.
Korzystając zatem z tego, że przytrafił mi się jednocześnie życiodajny mix w postaci nieczynnego komputera i samochodu (kamień stłukł mi przednią szybę), postanowiłam odkryć na czym polega urok wolnego zawodu – w godzinach, gdy powinnam pracować w kancelarii, zrobiłam świąteczny wianek na drzwi. Ten, którego używałam od lat, niestety z koła zrobił się jajem i nie wyglądał ciekawie, a ceny gotowych ozdób w oczekiwanym przeze mnie rozmiarze (około 70 cm średnicy) wykroczyły poza bariery zdrowego rozsądku.
Cóż zatem zrobiłam?
Kupiłam wiklinowy… świecznik w sklepie KIK (19,90) oraz gałązki (łącznie na wszystkie wydałam niecałe 50 zł). Z kuchennej szuflady wyciągnęłam sznurek do wiązania kurczaka/kaczki, z ogrodu – zardzewiały sekator, zrobiłam sobie kawę i przystąpiłam do robótek ręcznych. Z tego, co zostało w połączeniu z jelonkiem, sową, krasnalem i ptaszkami zrobiłam resztę świątecznej dekoracji.
I cóż, poczułam, że święta coraz bliżej! W dodatku za mniej niż 70 zł!
1 Comment
A
12 grudnia 2017 at 18:02Gdybym nie zapoznał się z treścią artykułu, pomyślałbym, że “kupny”, taki profesjonalny Look ma 😀 z aplikanckimi pozdrowieniami